niedziela, 28 lutego 2016

Spódnica "z koca", czyli black and white.

Słowo "wyprzedaż" działa jak magnes i przyciąga każdego, kto niekoniecznie chciał coś zakupić, ale, że jest okazja to korzysta. A jak jest wyprzedaż "u chińczyka" to już szał! Miejscowy "chińczyk" to sklep prowadzony faktycznie przez chińczyka, ale produkty oferowane często nie były "made in china" i w cenie zdecydowanie wyższej niż możnaby sądzić. Okazja jednak była ogromna, bo zakupiłam całą ciepłą garderobę dla malucha za 10% wartości ceny wyjściowej, a dla siebie przy wyjściu zobaczyłam na wieszaku spódnicę za całe dziesięć złociszy. O... jaki fajny koc!- to było moje pierwsze skojarzenie, bowiem spódnica wygląda jak koc polarowy (?). Z metki niestety niczego inspirującego nie wyczytam, poza tym, że to produkt turecki- jak większość rzeczy sprzedawanych na naszych przysłowiowych bazarkach- wykonany w 92% z bawełny.
Ps. Pogoda nas nie rozpieszcza- wiało, lało, co widać na niektórych zdjęciach w postaci kropek, za co przepraszam, ale uwierzcie, ja  zamawiam słońce, a ono owszem wychodzi, wtedy jak w pracy jestem.


spódnica w kratkę

kaszkiet na wiosnę

czarna kamizelka

niedziela, 21 lutego 2016

Co powinnam, a czego nie.

Wiele rzeczy w modzie było zakazanych jak byłam nastolatką. Nie wolno było łączyć różnych wzorów czy określonych kolorów. Powinno się wtedy ubierać schludnie i ładnie- jakby to określiły leciwe wówczas damy. Nie łączyło się czerni z granatem albo czerni z brązem. Na szczęście już dawno wyrosłam z tego co odgórnie narzucone i bez względu na konwenanse łączę te kolory. Mało tego dobieram długie do krótkiego, za długie do za krótkiego. Dlaczego by nie? Dlaczego nie powiedzieć sobie: a może jednak powinnam.... złamać te wszystkie zasady co powinnam, a czego nie.

koszula jeansowa

wstążka pod szyją

brązowa marynarka i jeansowa koszula

niedziela, 14 lutego 2016

Dlaczego lubię niedzielę?

Niemal każdą wolną chwilę celebruję z namaszczeniem. A ponieważ tych wolnych chwil jest bardzo mało, to staram się cieszyć każdą niedzielą bez pracy. Ta jest szczególna, bo obchodzone są w tym roku Walentynki. Oczywiście też mieliśmy plany, które pokrzyżował nam kaszel i katar. Mogłabym narzekać, tak samo jak na to, że mój aparat kolejny raz postanowił zrobić mi psikusa i skasował kilka zdjęć, z których byłam bardzo zadowolona. Te, co ocalały prezentuję Wam dzisiaj na blogu. Ale, że dzisiaj niedziela.... to psssssyt, cicho-sza.




niedziela, 7 lutego 2016

Kolorystyczna wyrazistość.

Ależ mi się gębucha uśmiecha do tej wiosny za oknem. A Wam? Dlatego serwuję ostatnie (mam nadzieję) zdjęcia zimowe, ze śniegiem w tle i jakże wyrazistą czerwienią. Ossstro się zrobiło. I było. Raz, że zimnisko- o czym świadczy bladość mych ust błyszczykiem smarowanych, a dwa, że tylko wprawne oko dopatrzy się, żem jednak gołej szyi nie miała :) Sprytny zabieg golfowy i nawet chłody nie straszne.

czarny szalik

szerokie spodnie

czerwona tunika